Miałem przyjemność odsłonić gwiazdę Taty na Alei Gwiazd Festiwalu Polskiej Piosenki. Odszedł od nas już prawie 10 lat temu, ale dziś wróciły wszystkie wspomnienia, to był naprawdę wzruszajacy i piękny moment za co bardzo dziękuje @miastoopole 🎶😀 Tłumaczenia w kontekście hasła "mam 10" z polskiego na angielski od Reverso Context: Mam 10 lat i jestem zawodowym skoczkiem motorowym. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate „10 lat samotności” to tytuł płyty oraz utworu, który chcemy państwu zaprezentować. W nagraniu pomogli nam dwaj gitarzyści: Darek Bafeltowski i Piotrek Bogut There are multiple artists with this name:1) Hunter is a Polish heavy me… Read Full Bio ↴There are multiple artists with this name:1) Hunter is a Polish heavy metal band founded in Szczytno in 1985, sometimes it is also classified as 'soul metal' by the musicians themselves. Their music . GRZEGORZ RUDYNEK: „To nie było trudne zadanie” – powiedział mi pan zaraz po turnieju. JOSEF CSAPLAR (były trener Wisły Płock): Bo nie było. Trochę niezręcznie mi o tym opowiadać, bo znam Franciszka Smudę, który wtedy był waszym selekcjonerem. Ale tak, dość łatwo było was rozpracować. W jednej grupie z Grecją i Rosją znaleźliśmy się w wyniku losowania, które przeprowadzono w grudniu 2011 roku. Niedługo później w naszym związku piłkarskim zdecydowano, że ja zajmę się Polską. Pewnie wpływ na to miało, że pracowałem w waszym kraju, poznałem trochę ludzi, miałem kontakty. Podpisałem umowę i się wami zająłem. Analizowałem Polaków długo przed mistrzostwami, ale prace nabrały tempa przed turniejem. Byłem w Austrii, gdzie mieliście zgrupowanie i dwa mecze, wygrane po 1:0 z Łotwą i Słowacją, potem jeszcze było spotkanie w Warszawie z Andorą (4:0), jeśli dobrze pamiętam. Je dokładnie już śledziłem, pod lupę brałem zawodnika po zawodniku. Niektórzy piłkarze nie byli dla mnie anonimowi, przecież mieliście trójkę z Borussii Dortmund Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Piszczka. Znałem z czasów pracy w Wiśle Płock Adriana Mierzejewskiego. Zaczął pan od naszej trójki z Borussii? Nie. W takich wypadkach najlepiej zacząć od trenera i poznać jego przeszłość. Jak pracował w klubach, jak grały jego zespoły, jaką miał filozofię, strategię. Zresztą pamiętam, że w finale Pucharu Polski prowadzona przez mnie Wisła Płock wygrała z Zagłębiem Lubin, którego szkoleniowcem był Franek, tak więc miałem bogaty materiał do analizy. I to, jak Smuda pracował w klubach, tak samo wyglądało w reprezentacji? W dużym stopniu tak. Pewne rzeczy z czasem się zmieniają, ale ogólna filozofia zostaje nienaruszona. On powtarzał, że pracuje „na nos”, czyli ma swoje sprawdzone metody. I nagle na zgrupowaniu w Austrii pojawili się amerykańscy trenerzy od przygotowania fizycznego. Wydaje mi się, że sprowadził ich ze względu na ostrą krytykę, która wylewała się na niego w Polsce. Obserwowałem, jak w trakcie treningów używają specjalnych gum. Myślę, że to nie był styl Franka Smudy, to było dla niego nienaturalne. W pracy analityka ważne jest dostrzeżenie u rywala, jaki element tam nie gra, wyłapanie detali. I wtedy w Austrii miałem poczucie, że w waszej kadrze coś jest nie tak. Przed turniejem nadzieje mieliśmy ogromne. Jest trio z Dortmundu, Wojciech Szczęsny z Arsenalu, gramy u siebie i do tego dopisało nam szczęście w losowaniu. Wyjście z grupy, w której są Czechy, Grecja i Rosja wydawało się obowiązkiem. Tak samo myślano w Pradze, Atenach i Moskwie. „To jest łatwa grupa” – każdy tak myślał. I faktycznie tam o wynikach decydowały szczegóły, nie był wyraźnie dominującej drużyny. Potem w ćwierćfinale graliśmy w Warszawie z Portugalią, przegraliśmy 0:1, ale już było widać różnicę klas. Zbliżał się decydujący mecz we Wrocławiu, usiadł pan z selekcjonerem Michalem Bilkiem i co mu pan o nas powiedział? Jak wyglądał wasz – mówię na to – prąd gry. Który zawodnik jest najczęściej przy piłce, jak wtedy zagrywa, jak ustawiają się inni. Zwracałem uwagę na waszą prawą stronę, gdzie ofensywnie grali Błaszczykowski z Piszczkiem. Mówiłem Bilkowi, że w ataku są bardzo groźni, dlatego atakujmy naszą lewą stroną, stamtąd wyprowadzajmy akcje, tam kontrujmy, bo Błaszczykowski i Piszczek będą mieli problemy z bronieniem. W defensywie brakuje mi pewności siebie, którą mają w ofensywie. Rozmawiałem też z Petrem Čechem, jak ma zagrywać piłki do Milana Baroša. Zwracałem uwagę, że podania muszą być paraboliczne, futbolówka musi lecieć dość nisko, do nogi. Jeśli będzie spadać z góry, Baroš pozostanie bez szans w starciu z Wasilewskim i Perquisem. Generalnie podpowiadałem, żeby jako zespół grać po ziemi, w powietrzu Polacy byli mocniejsi, szczególnie właśnie środkowi obrońcy. Grajmy więc lewą lub prawą stroną – mówiłem. Co jeszcze… Rafał Murawski. Nie był typowym rozgrywającym, wszystko grał na krótko, nie wykonywał długich podań na 30, 40 metrów. Przed obroną był Dariusz Dudka, obok niego Eugen Polanski. Myślę, że mieliście za dużo defensywnych piłkarzy. Wyszliśmy składem: Szczęsny – Piszczek, Wasilewski, Perquis, Boenisch – Dudka, Polanski – Błaszczykowski, Murawski, Obraniak – Lewandowski. Tylko trzech typowo ofensywnych zawodników: Błaszczykowski, Obraniak i Lewandowski. Doliczyłbym do tego Piszczka. Bardzo podobał mi się Obraniak, kreatywny piłkarz… Ale teraz mogę powiedzieć, że byłem zdziwiony waszym stylem gry. To był ostatni mecz w grupie, decydujący. Własny, wypełniony stadion i tak defensywnie usposobiony zespół… W Polsce podobało mi się, że zwykle byliście odważni, kiedy trzeba było, atakowaliście, tymczasem we Wrocławiu zagraliście niezgodnie z waszą naturą. Było za dużo kalkulacji, spekulacji i taktyki. To pasuje nam, Czechom, ale nie wam. Rafał Murawski (Euro 2012) Zachowawczo zaczęliśmy grać dopiero w trakcie EURO 2012, czy zaobserwował pan to już w czasie przygotowań? Widać to było już wcześniej, na przykład podczas zgrupowania w Austrii. Za duży nacisk postawiono na taktykę. Długo musiał pan opowiadać o naszej grze Bilkowi? Aż do meczu we Wrocławiu nie rozmawialiśmy. Najpierw było spotkanie z Rosją, przegrane 1:4, potem wygrana 2:1 z Grecją i dopiero starcie z Polską. Przed nim przyjechałem do Wrocławia, gdzie mieściła się nasza baza, i spotkałem się w hotelu ze sztabem Bilka. Im przekazywałem, jak zagracie. W dniu meczu rozmawiałem indywidualnie z zawodnikami, sami zagadywali i pytali, czego się spodziewać. Miałem przygotowane materiały wideo dla Tomaš Sivoka, Michala Kadleca, Čecha z akcjami Lewandowskiego, jak się porusza po boisku. To odbywało się w nieformalnej atmosferze. Pana przewidywania co do nas spełniły się jeden do jednego. Wszystko było tak, jak się spodziewałem. Skład, ustawienie, sposób gry. Niczym nas nie zaskoczyliście. Wspomniał pan Lewandowskiego. Jak porównuje pan dzisiejszego Lewego z tym sprzed 10 lat? Już wtedy był wielkim snajperem, ale że aż tak się rozwinie? W życiu bym się nie spodziewał. Pełen szacunek dla niego, że wszedł na taki poziom. Nie chodzi tylko o grę w piłkę, ale też to, jaką stał się osobistością. Co pan mówił Sivokowi i Kadlecowi o nim? Że jest piłkarzem „momentu”. Że nie jest napastnikiem do kontr, ale piłkarzem pola karnego. Dziś gra inaczej, cofa się po piłkę, wykonuje stałe fragmenty gry. Ale wtedy był innym typem zawodnika. Dostawał piłkę i „pach, pach”, krótko zagrywał, urywał się obrońcy i robił się problem. Odskakiwał metr w lewo, ale w okamgnieniu przesuwał się w prawo. Przez te lata zrobił niesamowity postęp. Leo Messi po zakończeniu kariery nie zamierza tylko wydawać zarobionych pieniędzy Argentyńczyk prężnie działa w branży hotelarskiej i otwiera kolejne ekskluzywne obiekty 35-latek firmuje swoim nazwiskiem hotele na Majorce, Ibizie i pod Barceloną Ekskluzywne hotele Messiego robią wrażenie i za pobyt w nich trzeba odpowiednio słono zapłacić Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Leo Messi i jego doradcy finansowi uznali, że najlepszym sposobem na obracanie fortuną Argentyńczyka będzie inwestycja w branżę hotelarską. 35-latek stworzył sieć ekskluzywnych hoteli, które noszą dumną nazwę "Messi & Majestic". Do napastnika PSG należy już pięć obiektów, otwarcie kolejnego zapowiadane jest na początek 2023 r. Na tym jednak Argentyńczyk nie ma zamiaru poprzestawać. Legenda Barcelony chce docelowo otworzyć siedem obiektów, które miałyby symbolizować siedem "Złotych Piłek", które Messi zdobył w trakcie kariery. 35-latek swoje pierwsze hotele otworzył na Ibizie, Majorce i w Sitges, na przedmieściach Barcelony. To właśnie obiekt z Sitges był pierwszym na liście Messiego. Co ciekawe, kilka miesięcy temu media obiegła informacja, że piłkarz straci wielkie pieniądze na tej inwestycji. Czterogwiazdkowy hotel liczący 77 pokoi i wart 26 mln funtów miał zostać rozebrany, ponieważ nie spełniał wymagań budowlanych. Wygląda jednak na to, że wszystko rozeszło się po kościach. Oferta "MiM Sitges" jest wciąż aktualna i obiekt zaprasza gości. Cena za pokój o zwykłym standardzie to ok. 250 euro za dobę. Niezła kwota, nawet jak na hotel z efektownym Sky Barem. Kolejnym obiektem, na którego zakup w 2018 r. zdecydował się Leo Messi był hotel "Es Vive" na Ibizie. "Es Vive" posiada łącznie 52 pokoje i SPA. Ceny za pobyt wahają się między 260 i 600 euro. Najwyższa kwota dotyczy apartamentu prezydenckiego. Prawdopodobnie to w nim Messi spędzał kilka lat temu urlop, gdy zameldował się w "Es Vive", a towarzyszyli mu Luis Suarez i Cesc Fabregas z rodzinami. Zobacz także: Z nim Robert Lewandowski przywitał się najczulej. Wcześniej rywalizowali w Bundeslidze [WIDEO] Po Ibizie przyszedł czas na Majorkę, gdzie Messi w 2019 r. otworzył swój trzeci obiekt pod szyldem "MiM". Hotel położony w mieście S'Illot, nad brzegiem morza w odległości 50 metrów od plaży Sa Coma oferuje gościom 98 pokoi, spa, siłownię, dwa baseny, bar i restaurację z kuchnią śródziemnomorską. Niedawno obiekt przeszedł kapitalny remont. Efekt, tak jak ceny (pokoje od 250 euro za dobę), robi wrażenie. Czwarty obiektem Messiego jest hotel Baqueira. To zimowy, ekskluzywny kurort z lokalizacją w Pirenejach. Piąty hotel 35-latka znajduje się w malowniczo położonym miasteczku Puerto Deportivo de Sotogrande, które znajduje się na południowym wybrzeżu Hiszpanii. Ekskluzywny obiekt został otwarty w kwietniu. Wystrój wnętrz zaprojektował Pascua Ortega, światowej sławy projektant z Barcelony. Hotel liczy 45 pokoi, z których można podziwiać port w Sotogrande. Całkowity koszt budowy wyniósł 30 mln euro. Tydzień w apartamencie z tarasem dla dwóch osób w pierwszej połowie sierpnia? 20 tys. złotych. Już wkrótce Leo Messi otworzy kolejny hotel w stolicy Andory. Będzie to jego szósty obiekt i można być pewnym, że na tym się nie skończy. Zobacz także: Legenda Barcelony o wieku Lewandowskiego. "Jest za stary na zazdrość. Mógłby być ich ojcem" Argentyńczyk w trakcie swojej bogatej kariery zarobił ok. pół miliarda dolarów. Inwestycja w branżę hotelarską nie jest oczywiście jego jednym pozaboiskowym źródłem dochodów. Leo Messi od lat jest twarzą Adidasa, Lays, Pepsi, Turkish Airlines czy Jacob & Co. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że inwestycja w hotele jest po prostu pole do dalszej rywalizacji z Cristiano Ronaldo, który również prężnie działa w tej branży. *** Jego wzrok pogorszył się z dnia na dzień. Najpierw w jednym oku. Zajęcia na hali, uderzenie piłką w twarz i Michał Globisz znalazł się w szpitalu. Później gasła widoczność w drugim oku. Mimo to zasłużonego trenera i wychowawcę młodzieży wciąż można spotkać na trybunach stadionu w Gdyni – przychodzi na mecze, a koledzy opowiadają mu, co dzieje się na boisku. W "Prześwietleniu" opiekun złotych medalistów mistrzostw Europy sprzed lat opowiada o nauce nowego życia i ustawiania głowy pod takim kątem, żeby na przystanku dostrzec numer nadjeżdżającego trolejbusu. Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google Jacek Rozenek ma za sobą bardzo trudne chwile. W 2019 r. przeszedł udar mózgu, po którym długo dochodził do sprawności. Były mąż Małgorzaty Rozenek-Majdan kierował auto, kiedy poczuł, że dzieje się z nim coś złego. — Miałem wtedy strasznego pecha, że byłem sam. 4,5 godziny spędziłem na parkingu, co było takim przekroczeniem okna terapeutycznego, później przewieziono mnie do szpitala, gdzie nie podejmowano szczególnych działań medycznych. Poinformowano moją rodzinę, żeby się przyjechała ze mną pożegnać — powiedział niedawno w "Dzień dobry TVN". Aktor wydał właśnie książkę "Padnij, powstań", w której opisał swoje doświadczenia związane z udarem. W najnowszym wywiadzie opowiedział natomiast o swoich zarobkach i dotychczasowych relacjach z kobietami. Dalszą część artykułu przeczytasz pod materiałem wideo: Jacek Rozenek o zarobkach i kobietach Jacek Rozenek ma za sobą dwa nieudane małżeństwa. Pierwszą żoną aktora była zmarła w 2020 r. Katarzyna Litwiniak, z którą ma syna Adriana. W 2003 r. wziął ślub z Małgorzatą Rozenek, z którą doczekał się kolejnych dwóch synów – Stanisława i Tadeusza. Do rozwodu doszło 10 lat później. W wywiadzie dla przyznał, że zawsze otaczał się kobietami. – powiedział. Po udarze podejście Jacka Rozenka do związków zmieniło się. Był sam przez ok. pół roku i wtedy odkrył, że "to co, daje mu związek, może znaleźć w sobie". Nie wyklucza jednak, że jeszcze kiedyś wejdzie z kimś w głębszą relację: Aktor poruszył też temat szczęścia. Stwierdził, że "bycie szczęśliwym nie jest rozwojowe" i "niczego nie uczy". Podkreślił, że przed udarem prowadził życie, które zarówno w jego oczach, jak i w oczach osób, które go obserwowały, wydawało się być spełnieniem marzeń. Wpływ na to miały jego zarobki, które nie były małe. "To życie było bajką, ale nie zauważałem masy rzeczy, mimo że miałem ogromne poczucie wdzięczności i bardzo dużo pomagałem, tym którzy tego potrzebowali. Ale dzisiaj wiem, że jednak była to swego rodzaju bariera rozwojowa. Fajnie było zabrać dziewczynę i pojechać na Bali na dwa tygodnie, albo na tydzień na Teneryfę. To było takie głupie (śmiech)" – podsumował Jacek Rozenek. Jacek Rozenek Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Data utworzenia: 6 maja 2020, 5:00. – Ten utwór to taki powiew optymizmu – mówi kompozytor Adam Sztaba, aranżer nowej wersji utworu Bajmu „Co mi Panie dasz”. W nagraniu utworu wzięło udział 16 gwiazd i 732 muzyków. W ciągu pięciu dni nową wersję na kanale YouTube obejrzało już ponad trzy miliony osób. Sztaba w rozmowie z Faktem opowiedział, jak stworzył hit, który podbił serca Polaków w czasie pandemii koronawirusa! Adam Sztaba Foto: FAKT: Skąd pomysł na nagranie nowej wersji utworu Bajmu „Co mi Panie dasz” w niezwykłej aranżacji? Adam Sztaba: Pomysł właściwie nie był szczególnie nowy, bo w tym czasie, w którym się znaleźliśmy, czyli odizolowania, sporo zespołów już nagrywało coś wspólnie. Próbowano synchronizować swoje siły i możliwości na odległość. Ale w naszym przypadku skala tego zjawiska przerosła nasze oczekiwania, bo nie spodziewałem się, że 732 osoby się do nas zgłoszą, żeby wziąć udział w tej internetowej akcji. Zdziwił pana tak duży odzew? – Zupełnie mnie zmiótł z ziemi. Nie spodziewałem się, że tyle osób zaangażuje się w to pospolite ruszenie. Bardzo przyjemny był odzew gwiazd, bo było ich aż 16. To jest krótki utwór i wokaliści pojawiają się dosłownie na jedno, dwa zdania. I cieszę się, że tak ochoczo zareagowali. Sami się nie spodziewali efektu i reakcji. A te od słuchaczy są wyjątkowo emocjonalne: miałem ciarki, utwór wycisnął mi wszystkie łzy, nie przespałam pół nocy, słucham tego trzeci dzień. Trudno było to wszystko skoordynować? – Jedni nie wiedzieli o drugich. Instrumentaliści nie wiedzieli, że akompaniują gwiazdom, a gwiazdy nie wiedziały, że będzie to orkiestra złożona aż z 732 osób. Trzymałem to mocno w tajemnicy. I w trakcie kiedy instrumentaliści nagrywali utwór, to gwiazdy dopiero dosyłały swoje materiały, więc nagrywali swoje głosy do innego podkładu niż ten, który słychać w finalnej wersji. Muszę wspomnieć o dwóch mistrzach w dziedzinie montażu wideo i dźwięku. Reżyser wideoklipów Jacek Kościuszko i reżyser dźwięku Leszek Kamiński podjęli się karkołomnej pracy: nałożenia, zmiksowania i poukładania ogromnej ilości materiału. Ale zgodzili się? – Jacek Kościuszko jak go zapraszałem, był na Mazurach bez internetu i kiedy się zorientował, jaka jest skala zjawiska, że są to 732 osoby i 300 gigabajtów danych, to przede wszystkim nie wiedział, jak ten materiał ściągnąć w tym miejscu, gdzie był. Znalazł źródło internetu i dopiero mógł zacząć był taki konglomerat niesamowitych ludzi: amatorów i profesjonalistów. Jest też 9-letnia dziewczynka, chyba najmłodsza uczestniczka tego pospolitego ruszenia. Ona wzięła udział ze swoim tatą, z którym nagrała też filmik wspólnie i oddzielnie. Bardzo dzielnie do tego podeszli. Takie zwarcie szyków i zwarcie sił oraz pokazanie, że niezależnie od zamknięcia w domach jesteśmy i nie zapominamy o tym, że możemy się czymś dzielić. Ile czasu to wszystko zajęło? – Muzycy mieli sześć dni, żeby wysyłać swój film. Musieli nauczyć się swojej partii zapisanej w nutach i zagrać ją do podkładu z metronomem. A były osoby, które odkurzyły instrumenty po kilku latach. Dla niektórych to nie było takie proste technologicznie. Ale wszyscy podeszli do tego rzetelnie i z wielkim przejęciem. Przez sześć dni spływały zgłoszenia, a potem przez dwa tygodnie wspomniani Leszek Kamiński i Jacek Kościuszko ogarniali całość. Na samym końcu zlepiło się to w ogromną dawkę emocji, bo te 732 osoby i 16 gwiazd skumulowały się w kulę o niezwykłym ładunku. Warto było wykonać tak ciężką pracę w krótkim czasie? – Często powtarzam, że żałuję, iż wszyscy nie mogą zobaczyć tych pojedynczych filmów z bliska, bo w klipie są one są małymi kwadracikami. Miałem szansę przyjrzeć się temu zaangażowaniu, temu niezwykle poważnemu podejściu do nagrania, bo to widać na twarzach wszystkich osób. A to z pewnością przyczyniło się do końcowego spodziewałem się takiego odzewu widzów, bo jednak ludzie się dzielą, na tych którzy wolą cieplejsze brzmienia, mocniejsze, rockowe, jazzowe czy klasyczne. A tu jest jeden wspólny odzew, że to coś fantastycznego. Jestem poruszony. A Beata Kozidrak wokalistka Bajmu nie została zaproszona do udziału w tym projekcie? – Była. Beata Kozidrak dała miejsce innym. Powiedziała, że była w tej piosence słyszana wiele razy przez wiele lat i teraz daje szansę innym. A, jak powstanie efekt finalny, to opublikuje go w swoich mediach społecznościowych. Tak też wczoraj zrobiła z komentarzem, że jest bardzo szczęśliwa, że jej twórczość stała się ponadczasowa. Dlaczego akurat ten utwór? – Ten utwór komentuje dzisiejszą niepewność, stan zawieszenia, ale i jednoczy nas. Poza tym nieznani akompaniują gwiazdom. Nagle wszyscy stajemy w jednej dużej orkiestrze i niezależnie od tego, czy jesteśmy amatorami, czy profesjonalistami, gramy razem. Muzyka jest jedna. Nikt z artystów nie odmówił udziału w tym projekcie? – Nie. Wszyscy, do których zadzwoniłem bardzo ochoczo do tego podeszli. Zresztą nie byłem w stanie zaprosić więcej osób, gdyż nie byłbym w stanie dać wszystkim jakiejś partii wokalnej. To dosyć krótki utwór z niedużą ilością tekstu. Skąd wybór takich, a nie innych artystów? – Chciałem, żeby były różnorodne głosy. I mocne, i bardziej pastelowe jak Dorota Miśkiewicz czy góralskie jak Sebastian Karpiel-Bułecka. Lubię mocne głosy jak Piotr Cugowski, Kasia Wilk czy Ania Karwan, i takich jest tu najwięcej. W tym towarzystwie wokalnym niespodzianką jest Cleo. Ona jest świetną wokalistką, a poza tym, to ona była pierwszą wykonawczynią tego utworu, bo ten aranż powstał rok temu. Cleo go wykonała jako pierwsza na koncercie poświęconym 100-leciu Powstania Wielkopolskiego na stadionie w Poznaniu. A dopiero teraz nadarzyła się okazja, żeby zrobić z tego zbiorowy utwór. I świetnie się udał, bo po kilku dniach już ponad trzy miliony obejrzało go w internecie. – Jesteśmy zdumieni wszyscy i robimy łączenia na żywo z artystami, bo chcemy przybliżyć tę historię, żeby widzowie mogli dowiedzieć się, jak to powstawało. Efekt chyba rzeczywiście zdumiał wszystkich, bo jakaś ogromna fala energetyczna popłynęła. To kumulacja emocji wielu ludzi. Utwór „Co mi Panie dasz” napisała w 1982 roku wokalistka zespołu Bajm Beata Kozidrak. Poza zespołem z Lublina w przeszłości tę piosenkę wykonywali także Edyta Górniak, duet Gaba Kulka & Czesław Mozil czy Dawid Podsiadło wraz z Tomaszem Organkiem w ramach trasy „Męskie Granie”. W czasach pandemii COVID-19 utwór zyskał kolejne wykonanie. Zobacz także: 60. urodziny Beaty Kozidrak. Tak zmieniała się przez ten czas Kozidrak wyda swoją biografię. Znamy datę jej premiery Kozidrak radzi. To pomoże w walce z koronawirusem /2 Adam Sztaba Andrzej Marchwiński / Adam Sztaba stworzył nową aranżację utworu "Co mi Panie dasz" zespołu Bajm /2 Adam Sztaba Aleksander Majdański / W projekcie wzięło udział ponad 700 muzyków i 16 znanych wokalistów Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:

miałem 10 lat tekst